twój widok mnie rozpala i dobrze o tym wiesz

o tym ty dobrze wiesz, chciałbym być zawsze z Tobą i całować Cię wciąż chciałbym być zawsze z Tobą i całować Cię wciąż Widziałem w blasku, w blasku księżyca piękną pogodną twą twarz. Ty uśmiechałaś się do mnie tak czule mówiąc mi tak pierwszy raz Refren: Och, jak bardzo Cię kocham o tym ty dobrze wiesz, Dopiero dzisiaj mogę się rozkoszować zamieszczonymi fotkami i poezją wpisaną w Ogródku. Sprawy bieżące, które absorbowały mnie w ostatnich dniach, w ogromnych "bólach", zostały "urodzone". Być może konsekwencje tego "urodzenia" nie będą zbyt pomyślne, ale o tym " pomyślę jutro ". Ewuniu, Twoje foto-impresje czarują kolorami. Profesor Ciacho o mały włos nakryłby mnie na tym, jak się masturbuję. – O, witam! – odzywa się niepewnie, po czym mruga pospiesznie za szkłami okularów i wysyła w moją stronę ostrożny, lekko skrzywiony uśmiech. A potem zaciska usta i rzuca się do przodu, a ja muszę przesunąć się na ławce. – Co? – nie mogłam z siebie więcej wydusić, bo mnie literalnie zatkało. – Wojtek powinien ci to sam powiedzieć, ale widzę, że nie dogadacie się bez pomocy. On się przygotowuje do powtórnego zdawania matury, chce poprawić wynik, żeby przyjęto go na informatykę. Z poprzednią maturą nie ma szans, nie wiedziałaś o tym? -Ale to prawda i sam dobrze o tym wiesz! Nie możemy omijać trudnych tematów.. nie wiem, ile jeszcze mi zostało, ale.. nie chcę, żebyś odszedł.. nie chcę być sama..-Nie będziesz sama - przytulił mnie do siebie i ucałował w czoło - przysięgam, że nie zostawię cię samej nawet na minutę. Przysięgam, że będę tutaj cały czas. Partnersuche Kostenlos Ab 50 Ohne Anmeldung. Nie chodzę, prawie nie mówię, zaraz przestanę oddychać. Walczę już tylko, żeby umrzeć we własnym domu. Nie tak jak mama i Dariusz Faron 26 maja wieczorem zmarł himalaista Paweł Kulinicz. Przypominamy reportaż Wirtualnej Polski na jego temat. Po publikacji tekstu nasi czytelnicy wsparli Pawła, wpłacając kilkadziesiąt tysięcy złotych na opiekę dla niego. Jak podkreślają bliscy, właśnie dzięki ich pomocy odszedł tak, jak chciał - we własnym domu, w otoczeniu rodziny i przyjaciół. Reportaż: "Pozwólcie mi już odejść" opublikowaliśmy 4 kwietnia 2022 roku. Paweł nieźle się zaszył. Północna wylotówka z Krakowa jak zwykle zakorkowana. Wystarczy skręcić w boczną drogę, by zostawić za sobą warkot silników i wpaść w ciszę. Nie ma bramy wjazdowej, więc łatwo przegapić wąski podjazd usypany kamieniami. Duży, bladożółty budynek bardziej przypomina bardziej ośrodek niż dom. Przy drzwiach zamontowano dla Pawła metalowe poręcze. Już się nie przydają. Przed domem ławeczka, na parapecie popielniczka zapchana petami. W ciepłe wieczory toczą się tu sąsiedzkie rozmowy w oparach dymu. Bez Pawła. Nie potrafiłby co chwilę trafiać papierosem do ust. Półmrok. Paweł robił sobie drzemkę. Gdyby nie intensywny zapach choroby, można byłoby pomyśleć, że to graciarnia w muzeum pełna eksponatów, które nie zmieściły się na wystawie. Na białym regale tłok. Mała Wenus z Milo stoi dumnie, jak to ona. Tuż obok złota mosiężna twarz Buddy z charakterystyczną kropką na czole. Nieco niżej archanioł Gabriel walczy z szatanem przy czaszce rodem z Hamleta. A w kuchni pod stołem przykucnął kamienny gargulec z ostrymi pazurami i krótkimi rogami. Podobno waży 55 kilogramów. Piętnaście więcej od Pawła. Dwa kroki i z muzeum przenoszę się w góry. Na ścianie pokryty śniegiem Aiguille Verte, szczyt w Masywie Mont Blanc. Dalej jasna droga wijąca się między ciemnymi skałami. To obraz Mer de Glace, najdłuższego lodowca we Francji. Tuż pod lodowcem leży drobne ciało-więzienie. Lekko zapadnięta klatka piersiowa. Chude ramiona i piszczele wyglądają, jakby miały się złamać przy następnym ruchu. Wystające kości rąk niezdarnie odpychają się od łóżka. Twarz o ostrych rysach, z lekkim zarostem, nagle się wykrzywia, ale to nie grymas bólu, tylko uśmiech. Powyginane palce szukają mojej dłoni. - Cześć, jestem Paweł. Himalaista Paweł Kulinicz od siedemnastu lat choruje na ataksję móżdżkowo-rdzeniową (fot. Blanka Bochenek). UMIERANIE ZACZYNA SIĘ NIEWINNIE Wspinał się w Alpach, Himalajach i Karakorum. Wszedł na Kampire Dior czy Chan Tengri. Zwiedził Indie, Nepal i Chiny. Teraz nie dojdzie nawet do toalety. 42-letni himalaista Paweł Kulinicz od siedemnastu lat cierpi na ataksję móżdżkowo-rdzeniową, zespół chorób neurologicznych. Nienawidzi własnego ciała za to, że stało się obce. Jeszcze latem mógł sam się umyć, teraz nie utrzyma słuchawki od prysznica. Jego 20-metrowa kawalerka jest równie niebezpiecznym miejscem jak Himalaje. Trzy lata temu próbował przejść do łazienki po ścianie. Upadł na podłogę, jęknął z bólu. Leżał kilka godzin, dopóki nie znalazła go znajoma. Telefon na pogotowie. Karetka. Diagnoza: kompresyjne złamanie kręgosłupa. Przeszedł operację zespolenia odcinka piersiowo-lędźwiowego. Szczęście, że nie doszło do niedowładu albo paraliżu. Leżał w szpitalu miesiąc, nie wstał już z zaczyna się bardzo niewinnie. Upuszczasz szklankę. Potykasz się. Przez chwilę kręci ci się w głowie. Język się plącze. Jeszcze nie wiesz, że w twoim móżdżku i rdzeniu zanikają komórki nerwowe. Potem jest coraz gorzej. Aż nie potrafisz: chodzić - Paweł jest przykuty do łóżka; mówić - bliscy coraz rzadziej go rozumieją;przełykać - krztusił się kilkadziesiąt razy; oddychać - na końcu dochodzi do niewydolności krążeniowo–oddechowej. Ataksja jest dziedziczna, więc Paweł dobrze zna ten scenariusz. Widział go już wiele razy. TO NIE PRZEZE MNIE, MAMO Postawił jej czarno-białe zdjęcie przy łóżku. Uśmiechnięta kobieta w krótkich kręconych włosach pozuje przy Morskim Oku w stroju kąpielowym. To Wanda, mama Pawła. Wanda Kulinicz również cierpiała na ataksję. Zaczęła chorować, gdy Paweł był małym chłopcem (fot. Blanka Bochenek, reprodukcja). Zdrowej jej nie pamięta. Ciepły początek września. Sześcioletni Pawełek maszeruje do klasy z niebieskim plecakiem. To jego pierwszy dzień w szkole. Inne dzieci trzymają za rękę rodziców, on idzie sam. Tata jest w pracy, mama bardzo źle się czuje. Coraz częściej Pawłem i sześć lat starszym Krzyśkiem opiekuje się babcia. Pierwsza komunia święta. Paweł w ciemnym garniturze z rękami złożonymi do modlitwy. Potem przyjęcie w mieszkaniu na Targówku, goście przy talerzach z rosołem. Mama lekko się chwieje, dziwnie przeciąga głoski. Szepty: jak można się upić na komunii własnego dziecka?! Kiedy po imprezie myje z ciocią naczynia, talerze wypadają jej z rąk i tłuką się o podłogę. Gdy Paweł ma piętnaście lat, mama nie podnosi się już z łóżka. Któregoś dnia ojciec bez słowa pakuje jej rzeczy do torby. Zatrzymuje samochód pod ogromnym budynkiem z cegły. Paweł boi się pytać, ale domyśla się, że mama nie będzie tu mieszkać. Nie wie, że to jedna z ich ostatnich wspólnych chwil. Po dwóch miesiącach ojciec mówi chłopcom: waszej matki już nie ma. Krzysiek zastępował Pawłowi ojca. Byli niemal nierozłączni (fot. Blanka Bochenek). A to kochany Krzyś. Spędzali ze sobą niemal każdą wolną chwilę. Razem płakali po śmierci mamy, razem bali się ojca. Krzysiek, tak jak Paweł, usłyszał diagnozę w wieku 25 lat. Najpierw: prywatny ośrodek. Potem: dom pomocy społecznej. Na końcu: hospicjum. Paweł słuchał niewyraźnej mowy brata, głaskał go po chudej ręce. Kłamał, będzie dobrze, Krzysiu, zobaczysz. A tuż za drzwiami ośrodka rozpadał się na kawałki. Żal mu było Krzyśka. I siebie. Patrzył na brata jak w lustro pokazujące przyszłość. Pięć lat temu niewinne przeziębienie przerodziło się u Krzyśka w zapalenie oskrzeli. A że nie umiał już odkrztuszać, przeszło na płuca. Aż Paweł odebrał telefon z hospicjum: brata już nie ma. Umierają niemal wszyscy ze strony mamy. Prawdopodobieństwo przekazania choroby dzieciom wynosi 50 procent. Ale gdy zachorowała mama Pawła, o ataksji wiedziano w Polsce niewiele. W tym samym ośrodku co Krzysiek odeszła ciocia Bogna. Podczas odwiedzin Paweł myślał, że pomylił sale. Zapamiętał ją jako wysoką, korpulentną kobietę, a zobaczył na łóżku drobne ciało, na którym wisiał podkoszulek. Ciocia bełkotała, Paweł ze łzami w oczach kiwał głową, udając, że cokolwiek rozumie. Ona też wkrótce zniknęła. Paweł do dziś ma żal do ojca. Razem z Krzyśkiem odebrali od niego surowe bardzo wychowanie (fot. Dariusz Faron, reprodukcja). O tacie Paweł wolałby zapomnieć. - Bardzo zły człowiek - duka, krzywiąc się i kręcąc głową. Z Krzyśkiem odebrali od niego wojskowe wychowanie. Zabrał synów na kilka wycieczek, pokazał szlak Orlich Gniazd, ale nigdy nie przytulił, nie powiedział: "kocham cię". Kiedy dorośli, padały za to inne zdania: Paweł: Jak mogłeś oddać mamę do ośrodka?! Ojciec: Zachorowała zaraz po twoich narodzinach. Gdyby nie ty, nadal by żyła. Milczysz. A potem latami przekonujesz samego siebie: Mama nie umarła przeze mnie. Mama nie umarła przeze mnie. Mamo, nie umarłaś przeze mnie. Paweł nie ma zbyt wielu dobrych wspomnień z dzieciństwa. Po prawej z mamą (w białych spodniach) i ciocią (fot. Blanka Bochenek, reprodukcja). WOŁANIE O POMOCPaweł ciężko oddycha. Z wielkim trudem siada na łóżku i zaczyna nierówną walkę z coca-colą. Butelka co chwilę upada, chwyta ją dopiero za czwartym razem. Dzióbek jak w soczkach dla dzieci, inaczej by się zadławił. Mięśnie przełyku też zanikają. Przy łóżku siedzi Karol z fundacji im. Anieli Salawy. Przychodzi tu już kilka lat. Będzie tłumaczył, bo nie zawsze rozumiem, co mówi Paweł. Ale jego pierwsze zdanie jest bardzo wyraźne. - Nie chcę już żyć. Cisza. Spuszczam głowę. Na Karolu wyznanie nie robi takiego wrażenia, słyszał to już wiele razy. Podobnie jak kuzynka Aśka, przyjaciele Maciek, Beata i Marcin oraz rehabilitant Grzesiek. Garstka, która została przy Pawle. Powtarza im, że gdyby mógł, poddałby się eutanazji. Nie chce umierać w ośrodku jak mama i Powiedział, że bardzo boi się przyszłości, a ja widzę ten strach w jego oczach. Od niedawna ma całodobową opiekę, która kosztuje 4300 zł miesięcznie. Tymczasem Paweł dostaje 1200 zł renty. Jeśli zabraknie pieniędzy, będzie musiał się przenieść do domu pomocy społecznej. A chciałby odejść w swoich czterech ścianach. Jerzy Natkański z Fundacji Wspierania Alpinizmu Polskiego: Pomagamy, jak umiemy. Na razie pokrywamy koszty opieki, ale za kilka miesięcy może być problem. Niedawno Grzesiek, rehabilitant, usłyszał od lekarzy, że Pawła najlepiej oddać do DPS–u. - Przecież on sobie tam nie poradzi. Wzruszyli ramionami. Przekonywali, że nie ma innego wyjścia, ale Grzesiek postawił weto. Na miejscu są tylko on i Karol. Aśka mieszka w Olsztynie, Maciek w Warszawie, Beata w Kielcach. Maciek: Paweł boi się DPS-u jak ognia. Trudno mi go sobie wyobrazić w takim miejscu. Wśród obcych, którzy nawet go nie zrozumieją. Grzesiek: Rok prywatnej opieki to koszt rzędu kilkudziesięciu tysięcy. Rehabilituję wielu ciężko chorych pacjentów i każdy żyje od zbiórki do zbiórki. Mówienie Pawła o eutanazji to tak naprawdę wołanie o pomoc. SAM JEST SOBIE WINNY. NIECH BOLI Przez chwilę udajemy, że choroba nie jest dziś w dobrej formie, wypytuje mnie o samochód. Jaki rocznik? 2017. Ile ma koni? 117, przydałoby się trochę więcej. Silnik? w benzynie. - Jak będziesz sprzedawać… daj… znać - mówi śmiertelnie poważnie. Schował kluczyki do szuflady trzy lata temu. Lekarze długo dawali zielone światło, lecz jazda coraz częściej kończyła się upokorzeniem. Widzisz mężczyznę, który się zatacza. Ledwo dociera do samochodu, odpala silnik. Co robisz? Dzwonisz na policję. Przyjeżdża radiowóz, dokumenty poproszę, a Paweł: bełkot. Wzrok policjanta pełen pogardy. Dmuchnięcie w alkomat. Funkcjonariusz zdezorientowany: zero. Sprzęt musiał się popsuć, przecież gość pijany jak bela. Minie trochę czasu, zanim Paweł znajdzie zaświadczenie od lekarza. Innym razem upada na ulicy i rozbija sobie głowę. Zszywają go bez znieczulenia. Z nietrzeźwym nie ma się co cackać. Sam jest sobie winny. Niech boli. Na wyprawach to samo. Chodzą z Aśką i Maćkiem po Tatrach. Nagle grupka za nimi komentuje półgłosem, niby między sobą: jak można w takim stanie wybrać się w góry?! Milczą. Nie ma sensu robić twarzach uśmiech numer pięć. Udawajmy, że nic się nie stało. To którędy na szczyt? Kiedyś Paweł był silnym, dobrze zbudowanym mężczyzną. Dziś waży 40 kilogramów (fot. Blanka Bochenek). O tym wszystkim mówią mi bliscy Pawła. On jedynie przytakuje, dopowiada, podnosi kciuk, że wszystko się zgadza. Sam po kilku zdaniach się męczy. Uświadamiam sobie, że nie odpowie nawet na połowę moich pytań. Przechodzimy do planu B. Gdybyś nie mógł opowiedzieć o swoim życiu, kogo poprosiłbyś, by zrobił to za ciebie? KARUZELA W WESOŁYM MIASTECZKU Maciek zwany Nemkiem, najlepszy przyjaciel Pawła:Nie potrafię sobie wyobrazić, że cię nie będzie. Gdy czytam, że nie chcesz żyć, nie wiem, co odpowiedzieć. Godzinę ślęczę nad telefonem. Piszę. Kasuję. Układam od nowa. Pamiętasz, jak zaczęła się nasza przyjaźń? Przychodziłem do ciebie na komputer. Zaraziłeś mnie Sapkowskim, miałeś jego wszystkie książki. Ale tak naprawdę połączyła nas bieda, obaj cienko przędliśmy. Nasze mamy odeszły, gdy dopiero wchodziliśmy w dorosłość. Jeden pomagał drugiemu. Nie zapomnę, jak zabrałeś mnie do wesołego miasteczka. Na wszystkich karuzelach byłeś blady. Nienawidziłeś takich miejsc, ale złapałem dół i chciałeś poprawić mi humor. Byłem ci za to cholernie wdzięczny. W pierwszej klasie liceum chodziłeś w długich kręconych włosach, podartych jeansach i powyciąganej koszulce. Opowiadałeś, że jesteś punkiem, dopóki nie ogoliłeś się na łyso. A potem kupiłeś kask, rozglądałeś się za motocyklem i czytałeś w ostatniej ławce pisma motoryzacyjne. Cały ty. Milion pomysłów na sekundę. Zamieniłeś kask na raki i czekany, ale gór już nie porzuciłeś. Nie zapomnę, jak zadzwoniłeś z siedmiotysięcznika w moje urodziny: "dużo lasek i jeszcze więcej kasy, Nemek!". A sylwester w Zakopanem? Kilka godzin przed imprezą dzwonisz, że jedziemy w góry. "Jak to kiedy?! Teraz!". W kieszeni stówa, ledwo znaleźliśmy w pociągu wolne miejsca. Usiadłeś obok fajnej blondyny, ja tuż przy starszej pani. Później darłeś ze mnie łacha. Przekimaliśmy u twojej znajomej w kuchni na materacu. Wieczorami wpadałem do sklepu wspinaczkowego, w którym pracowałeś. Tam po raz pierwszy wspomniałeś o chorobie genetycznej w rodzinie. Pocieszałem cię: wózek inwalidzki to nie koniec świata, przecież ci pomożemy. Nie miałem pojęcia, że umierasz. 2005 rok. Pytasz, czy nie pojadę z tobą po wyniki badań. Wychodzisz z gabinetu załamany. - Nie obraź się. Chciałbym pobyć sam. Potem w ogóle o tym nie rozmawiamy. Palimy ogniska. Jeździmy na rowerach. Chodzimy na piwo do pubu Baryłka. Okłamujemy się, że jesteś czasu. Najpierw dziwnie się chwiejesz ("to jest właśnie ta choroba, Nemek"). Potem przyjeżdżasz, żeby zobaczyć moje nowe mieszkanie i wychodzisz z samochodu z białą laską. Trudno ci przejść kilkadziesiąt kroków z parkingu do klatki. Z biegiem czasu jest coraz gorzej. Chodzik z czterema podnóżkami. Wózek inwalidzki. Twój widok bardzo mnie boli. Czemu akurat ty?! Człowiek, który nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. Który tak kocha życie... Czasem bywasz trudny, stary. Irytujesz się o milion rzeczy: Że spóźniłem się o minutę. Że cię nie rozumiem. Że nie możesz zapiąć kurtki. Też się wtedy wkurzam. Dopiero po chwili przychodzi refleksja, że przecież masz prawo tak się zachowywać. Nie martw się, ciągniemy ten wózek razem. Choroba postępuje, ale to przecież ciągle ty. Zostanę do końca. Paweł ma grupę przyjaciół, na których może liczyć. Zorganizowali mu całodobową opiekę (fot. Blanka Bochenek). WYCIECZKA NA CMENTARZ Po diagnozie Paweł obiecuje sobie, że wyciśnie z życia jak najwięcej. Chce być bliżej gór. Z dnia na dzień przeprowadza się do Kościeliska i łapie dorywcze prace, żeby zarobić na wyprawy. Odśnieża parkingi i rozładowuje węgiel, dopóki może utrzymać łopatę. Odbiera telefony w warsztacie samochodowym, dopóki klienci go rozumieją. Co wieczór rozpala w kominku, dopóki drewno nie wypada z rąk. W 2012 roku wyjeżdża do Krakowa, bo w Kościelisku nie daje sobie rady. Z pracy go zwolnili. Kominka już nie rozpali. Wszędzie wzniesienia, a on nawet na prostej drodze męczy się po kilku krokach. Nie ma wyjścia. Dziś tęskni za górami jak cholera. Wiele by dał, by znowu je zobaczyć. Aśka: Idę o zakład, że jak tylko zaproponujesz wycieczkę, od razu się zapali. Nawet krótki wypad na skałki sprawia, że uśmiech nie schodzi z jego twarzy. Celujemy wyżej. Planujemy wyprawę do Zakopanego. Karol, opiekun Pawła, jest na tak. Pospacerujemy po dolinach, odwiedzimy Krupówki i cmentarz na Harendzie. Paweł wykupił tam miejsce na nagrobek. Upiera się, że musi mi pokazać. Na końcu wpadniemy na kawę do państwa K., jego niedoszłych teściów. Dawno rozstał się z ich córką, ale pozostają w dobrych relacjach. Jadę do Pawła, by dograć ostatnie szczegóły. Otwarte drzwi, zapach choroby, półmrok. Puste łóżko. Beata dzwoni, że zabrali go do szpitala. Od kilku dni czuł ból w klatce piersiowej. Nie mógł już wytrzymać. Telefon na pogotowie. Ulgę szybko wypiera przerażenie. Ratownicy go unieruchamiają, żeby nie spadł z noszy. Próbuje zaprotestować, ale nie rozumieją. W szpitalu to samo. Paweł stara się przekazać, że ma przeciwbólowe plastry z morfiną. Bełkocze, złości się, po kilku próbach daje sobie spokój. Dopóki w szpitalu nie zjawia się Grzesiek, Pawła oddziela od reszty mur. Boli. Lekarze wypisują go po kilku godzinach. Organizm skrajnie wyniszczony, ale nie nadaje się już do hospitalizacji. Mówią Grześkowi: on po prostu umiera. W domu Paweł dochodzi do siebie dwa dni. Stres mocno go osłabił. Kawa u niedoszłych teściów musi zaczekać. Góry to największa miłość Pawła. Zanim wystąpiły pierwsze objawy choroby, zdobył kilka siedmiotysięczników (fot. Blanka Bochenek, reprodukcja). MIŁOŚĆ CZASEM SIĘ KOŃCZY. PO PROSTU Justyna, była dziewczyna: Nigdy się z tobą nie nudziłam. Kraków, Warszawa, Słowacki Raj, Czorsztyn… Zawsze się coś wymyśliło, nawet jeśli deszcz dudnił o szyby. Mieszkaliśmy w jednej wiosce, często na siebie wpadaliśmy. Pracowałeś wtedy w Zakopanem w serwisie komputerowym przy ulicy Gimnazjalnej. Od słowa do słowa umówiliśmy się na pierwszą randkę. W Kościelisku ludzie wiedzą o sobie wszystko. Słyszałam w pracy pytania, dlaczego jestem ze śmiertelnie chorym chłopakiem. Myślałam: "A co was to obchodzi?! Niech każdy patrzy na czubek własnego nosa". Wiedziałam o chorobie od początku, ale mieliśmy po dwadzieścia kilka lat, byliśmy zakochani. Żyliśmy chwilą. Pamiętasz Nepal i trekking w dolinie Langtang? Jechaliśmy autobusem kilka godzin nad przepaściami, umierałam z przerażenia. Na przemian płakałam i krzyczałam: "Gdzie tym mnie zabrałeś?!". Modliłam się: "Boże, chcę już wrócić do Kościeliska". Nie było mowy, żebym przeżyła to jeszcze raz, więc przed drogą powrotną wynająłeś w Katmandu auto terenowe. Potrafiłeś wybrnąć z każdej sytuacji. Niemożliwe nie istniało. Do twojego mieszkania na Kierpcówce przyjeżdżało mnóstwo znajomych. Nie mogli się pomieścić, czasem spali na podłodze. Rozpalaliśmy kominek, kadzidełka, kładliśmy na stół wszystko, co było w lodówce. Beztroska. Ale obok fascynujących wypraw i imprez istniała też trudna codzienność. Oboje wiedzieliśmy, że będzie coraz gorzej. Po pracy się kładłeś, żeby wieczorem jakoś funkcjonować. Pobudka. Drugie danie. Rehabilitacja. Nie mieliśmy kasy, więc nauczyłam się rehabilitować cię sama. Nie zliczę, ile razy serce podchodziło mi do gardła. Jemy obiad, nagle nie możesz złapać oddechu. Przerzucam cię przez kolano, uderzam w plecy. Nic. Robisz się siny. Wybiegam z mieszkania boso, żeby znaleźć kogoś, kto cię uratuje. Tymczasem ty przerzucasz się przez barierkę na balkonie, wypluwasz jedzenie. Oddychasz. sama miałam ochotę cię zabić. Nie odbierasz telefonu raz, drugi, trzeci… Wsiadam na rower. Dwudziesta druga, a ja pedałuję pod górę na tę twoją Kierpcówkę. "Boże, pewnie się zadławił. To moja wina!". Przyjeżdżam, a ty siedzisz na dole z sąsiadami przy lampce wina. Wydarłam się tak, że pewnie słyszeli mnie w całym Kościelisku! Spędziliśmy ze sobą fajne trzy lata. Potem każdy poszedł w swoją stronę. Bałeś się, że przekażesz dzieciom chorobę. Ja coraz częściej myślałam, jak cudownie byłoby zostać że nadal czujesz się przeze mnie skrzywdzony. Miłość czasem się kończy. Po dziś jeździmy z mężem śladami naszych wypraw. Zanim cię poznałam, nie wiedziałam, że świat jest tak piękny. Paweł przeżył tyle, że mógłby obdzielić wspomnieniami kilka osób (fot. Blanka Bochenek). CUD SIĘ NIE WYDARZYŁ Aśka, kuzynka: Bardzo cię kocham. Trudno mi patrzeć, jak cierpisz. Przez telefon już nie porozmawiamy. Boję się momentu, w którym całkiem przestanę cię rozumieć. Od kilku lat każde nasze spotkanie to dla mnie radość i ogromny stres. Przyjeżdżam z Maćkiem, bo sama nie dałabym rady. Najbardziej zbliżyliśmy się do siebie po diagnozie. Odwiedzałeś mnie w Olsztynie, ja przyjeżdżałam do Kościeliska. Starałeś się wycisnąć każdy dzień jak cytrynę. Potrafiłeś jeść chleb z masłem, byle tylko uzbierać na kolejną wyprawę. Byle znów przeżyć coś niesamowitego. Coś zobaczyć. Czegoś dotknąć. Ruszałeś w wysokie góry, a ja siedziałam jak na szpilkach, czekając na wiadomości. Później tak pięknie opowiadałeś mi o fascynującym, nieznanym dla mnie świecie… Staliśmy się dla siebie jak brat i siostra. Jestem pełna podziwu, że tak długo walczyłeś. Poleciałeś nawet do Chin na przeszczep komórek macierzystych. Lekarze mówili mi, że terapia nic nie da, ale czekaliśmy na cud. Choroba zabrała już tyle osób, że myśleliśmy: wystarczy. Na chwilę wróciła nadzieja. Poprawiła się twoja mowa, czułeś się silniejszy, miałeś większą kontrolę nad ciałem. A potem zrobiłeś badania. Cud się nie wydarzył. Wielu ludzi się nad tobą lituje. Mnie też jest cholernie przykro, ale pamiętaj: nie jesteś pępkiem świata. A teraz posłuchaj: nie chcę słyszeć o żadnej eutanazji. Trzeba zmierzyć się z tym, co zesłał Bóg (albo los, jak kto woli). Łapać każdą dobrą chwilę. Chciałabym, żebyś zdobył jeszcze kilka siedmiotysięczników. Napisał wiadomość z wyprawy. Opowiedział mi o górach tak, jak tylko ty potrafisz. Nigdy już tego nie zrobisz. Ale przecież nadal warto żyć. Wiem - bardziej niż śmierci boisz się samotności. Obiecuję, że nigdy nie oddamy cię do żadnego ośrodka. Bądź spokojny. SKLEP Z ZABAWKAMI Skoro pomysł z Zakopanem upadł, znów wdrażamy plan awaryjny. Jedziemy na dwa samochody: ja, Paweł, Karol, Aśka i Nemek. Pierwszy przystanek: Zamek Pilcza, pięćdziesiąt kilometrów od Krakowa. Kupujemy bilety. Po chwili okazuje się, że nie zwiedzimy zamku. Panie w kasie nie wspomniały, że wózkiem się nie wyjedzie. Nie ma innej drogi niż kamienne schodki. Pawłowi to nie przeszkadza. Włożył cienką pomarańczową czapkę i czerwony polar. Tylko kilka stopni na plusie, więc chowa dłonie pod chude nogi, żeby choć trochę je ogrzać. Nie chce nawet zasunąć kurtki. Uparty jak osioł. Ale Aśka miała rację: jest szczęśliwy. Przypomina dziecko, które weszło do sklepu z zabawkami. Żartuje, gestykuluje, wspomina w samochodzie najlepsze historie z wypraw. Na przykład jak pod Chan Tengri przysypała go mała lawina. Złamał rękę, ale sam wygrzebał się spod śniegu. Śmigłowiec zabrał go do szpitala. Kiedy zobaczył lekarza w zakrwawionym kitlu, uznał, że trzeba się ewakuować. Podróżował zatłoczonymi pociągami kilka dni. W Polsce zaczął całować ziemię, bo pod śniegiem WyznaniaTwoje usta niczym płatki róży, Bez Ciebie życie mi się dłuży. Twe oczy niczym gwiazdy na niebie, Gdy je widzę wiem, że kocham tylko Ciebie.(...) Niecierpliwie wyglądam Twego wzroku, Twego ciała. Twój widok mnie rozbudza i rozpala. Me serce kołacze, gdy Cię tylko zobaczę. W tym wierszyku "ai" używałem i całą ja na tego smsa przelałem. SMSy - Wyznania strona 7 Spójrz ile gwiazd na niebie, Ty je kochasz wszyskie, a ja tylko Ciebie! Miś brunatny potrzebuje ciepła i miodu, miś polarny zimna i lodu, miś na niebie gwiazd wokół siebie, a ja miś samotny potrzebuje Ciebie! Piękne są mury, piękne są brzegi, lecz najpiękniejsze, serce kolegi. Na niebie złote gwiazdy, a w sercu złote łzy. Do życia mam ochotę, gdy obok jesteś Ty. Na każdym miejscu i o każdej dobie, gdzie z Tobą płakał, gdzie się z Tobą bawił, wszędzie i zawsze będę ja przy Tobie, bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił. Gdy Cię pierwszy raz ujrzałem, moje serce jakby mocniej zaczęło bić. Myślałem, że jestem w niebie i anioła przed sobą ujrzałem... Lecz w tej chwili zrozumiałem, że się w Tobie zakochałem i tylko z Tobą chcę spędzić resztę swoich dni... Kocham Cię mój aniołku :* Jesteś moją wielką miłością, słońcem, marzeniem, przyszłością. Jesteś moim całym światem, powietrzem, oddechem i najpiękniejszym kwiatem Jesteś moim źródełkiem szczęścia i wszystkim co piękne i doskonałe. Jesteś i to mi wystarczy, kochanie! Twoje usta niczym płatki róży, Bez Ciebie życie mi się dłuży. Twe oczy niczym gwiazdy na niebie, Gdy je widzę wiem, że kocham tylko Ciebie.(...) Niecierpliwie wyglądam Twego wzroku, Twego ciała. Twój widok mnie rozbudza i rozpala. Me serce kołacze, gdy Cię tylko zobaczę. W tym wierszyku "ai" używałem i całą ja na tego smsa przelałem. Kiedy Cię pierwszy raz ujrzałam Radośnie zabłysły me powieki Wtedy Cię bardzo pokochałam I kochać Cię będę na wieki Właśnie z tobą chcę iść przez życie, Właśnie z tobą chcę budzić się o świcie Właśnie z tobą chcę kroczyć jedną drogą, Właśnie z tobą chcę zdobyć to, czego inni nie mogą! Pragnę życia słodki nektar z ust Twoich pić. Pragnę zasypiać i budzić się w Twych ramionach. Pragnę być dla Ciebie ogniem, który Cię rozgrzeje i ciszą, która Cię uspokoi. Pragnę odnaleźć się w Twoich snach i mieć z Tobą wspólne wspomnienia. Lecz najbardziej pragnę być z Tobą każdego dnia! A kiedy nam pójdzie pójść przez życie razem pójdziemy zachwyceni wraz, miłość nam będzie drogowskazem. A więc podajmy sobie dłoń i złączmy serc swych bicie. Wspólny nam los i wspólny dom na całe nasze życie. Czasami marzę o tym, by przesłać Ci bicie serca, wilgoć ust, ciepło dotyku, by przesłać cząstkę siebie, nadać ją sms-em, wystukać w kodzie znaków, które powiedzą więcej niż słowa. Umiem tylko wargami i językiem wyrażać siebie. Mówić i pisać... Mogę tak długo opowiadać na Twym ciele. Całe historie wyrażać, całe podniecenie. Mogę na Tobie się spowiadać, mogę grzeszyć na Tobie. W twoim spojrzeniu słońca W twoim tchnieniu wiatru W twojej tęsknocie deszczu Czuję miłość Twoją. W moim smutku i radości W moim zwątpieniu i pewności czuję miłość Twoją. Miłość, która nas łączy, jest wielka. Wielka, bo nad życie... Niech nas złączy raz na zawsze i niech tak trwa nasze życie. Gdy Cię jeszcze nie poznałam, obcy był mi szczęścia smak. Że kochać można wiedziałam, lecz nie wiedziałam, że aż tak. Dlatego chcę iść Twoim życiem, chce iść Twoją drogą. Chcę zachować Cię dla siebie i być zawsze z Tobą. KOCHAM CIĘ Słoneczko. Tylko Ty w moich snach, Tylko Ty cały świat! Tylko Ty, bo właśnie Ty jesteś tym czego chcę! Tylko Ty sprawiasz, że Tylko Ty, KOCHAM CIĘ! Tylko Ty, bo właśnie Ty jesteś tym czego chcę! Szkoda, że to co piszę czarnym długopisem na kartce nie przemówi Ci do rozsądku... Szkoda, że nie wiesz jak bardzo cie kocham mój (np. Szymonku) Wiem, ze to wszystko psuje, lecz odwagi mi brakuje, cos z tym muszę zrobić, więc popatrzę w twoje oczy, jak zobaczę twoje oczka, może w tedy szepnę czule, że odwagi już mi nie brakuje i do czegoś ci się przyznam, że cię kocham moja miła Tekst piosenki: W tę noc miłosne dziać się będą cuda Bo ja chcę z Tobą bawić się Tańcz, tańcz, już nic nie może się nie udać Bo dziś chcę całą Ciebie mieć Twój widok mnie rozpala i dobrze o tym wiesz Dotykam Twego ciała i coraz więcej chcę Jesteś w tym doskonała, coś we mnie płonie, więc Chcę Ciebie dzisiaj mała tylko dla siebie mieć Chcę, byś mnie dotykała (no wiesz) Jesteś w tym doskonała (aha) Chcę, byś mnie rozpalała (o tak) Całą chcę Ciebie mieć Ref.: W tę noc miłosne dziać się będą cuda Bo ja chcę z Tobą bawić się Tańcz, tańcz, już nic nie może się nie udać Bo dziś chcę całą Ciebie mieć Jesteś w tym doskonała, wzrokiem uwodzisz mnie Na widok Twego ciała cały rozpływam się Chcę Ciebie czuć tak blisko, Ty dobrze o tym wiesz Oddam za Ciebie wszystko, wszystko co tylko chcesz Chcę, byś mnie dotykała (no wiesz) Jesteś w tym doskonała (aha) Chcę, byś mnie rozpalała (o tak) Całą chcę Ciebie mieć Ref.: W tę noc miłosne dziać się będą cuda Bo ja chcę z Tobą bawić się Tańcz, tańcz, już nic nie może się nie udać Bo dziś chcę całą Ciebie mieć (2 x) Dodaj interpretację do tego tekstu » Historia edycji tekstu Tekst piosenki: 5 Element Studio, pozdro Wujek Ja dalej manewruję PDG Klika, to czego potrzebujesz my to mamy ty to czujesz Mateo, Szopen Rapu dziwko Shellerini, [x2] Dobrze o tym wiesz, że ja mam to co chcesz chujów, rap, flow, styl też jak ci daję to to bierz dziwko Dziś nie piśniesz, ciśnienie ciśnie weź mnie przyśpiesz rzeźnie liźniesz trzeźwiej szybciej, bo to nieźle piźnie czytam w pizdni, czytaj mam to w piździe Czyż nie pysznie, mówisz czyżby słusznie usłysz mnie, chyba śnisz ty szybszy niż my, yż ty, yż ty liczmy ciżmy, twój rap jest do pizdy Niewart nic chuj, a mój zostawia blizny i teraz czuj jaki jestem bystry na bit se wchodzę, bo tak mi wiedzie instynkt bardziej niż kurwy na Red Light Discrict jak mister mistyk rymów pełne kanistry to pewne, ta, i styl ognisty I tera pa jak idą iskry no to papa, za skills'y pilsy [x2] Dobrze o tym wiesz, że ja mam to co chcesz chujów, rap, flow, styl też jak ci daję to to bierz dziwko Pozdrawiam każde wersy gdzie coco kafel nie wystygł no, bo my z tych PDG, mały zły styl podpijam whisky jak pan różowy, nie wierzę w napiwki na scenie zrobię czystki z kuzynem fifty-fifty wtem tnę po pętli, bo mam to we krwi co się tak pieklisz to ci lepsi weszli szkocka pepsi mogłabyś pokazać piersi dla pięknych pań zawsze wejście mamy bez nich to miejsce, które nie śpi, dudni, tętni 5 Element przejebanych nie przekręcisz (więc wyjdź stąd) dla kiepskich zero tolerancji niczym Beat Squad w przeciwieństwie do ciebie dziwko, to ja jestem hip-hop (dziwko) Bierz ten swój żałosny sens życia jeśli kiedykolwiek byłeś w grze to żeś już wypadł PDG, z kreską Shellerini, Mateo, DonGuralEsko [x2] Dobrze o tym wiesz, że ja mam to co chcesz chujów, rap, flow, styl też jak ci daję to to bierz dziwko Ty dobrze wiesz o tym to PDG ludzie koty to DGE znowu źle za te zwroty to ten motyw, osiągnąłem ten stan impreza hula tu, impreza hula tam ja mam tak niekiedy, ja mam tak wtedy kiedy chciałbym co dnia kręcić teledysk dobrze wiesz o tym, będą to po cichu nucić Łatwiej głośno niż po cichu nucić Element Studio, Gural, Sheller i Cza napierdalam na brudno nim skrzydełka z kurczaka ściągają, oglądają to na chatach moje gówno po sieci lata jak filmy Al-Fataa dobrze słychać nas, szumi las, dudni bas tłusty rap cały czas, my go gramy ty go łap (dziwko) [x2] Dobrze o tym wiesz, że ja mam to co chcesz chujów, rap, flow, styl też jak ci daję to to bierz dziwko My to mamy, my, my to mamy...

twój widok mnie rozpala i dobrze o tym wiesz